Wyjazd tradycyjnie spod ratusza kilka minut po 10. W pierwszej kolejności skierowaliśmy się do lasu na Słocinie gdzie odłączyli się od nas Beniu i jego kolega. Następnie na magdalenkę, gdzie panowie dzwoniący dzwonami sobie nas pokazywali palcami bo ostatnio też byliśmy tam jak oni dzwonili ;) Następnie grzbietem i w lewo na zjazd. Przy prędkości +/- 40km/h przeskoczyłem nad rowem w poprzek drogi ;| Totalne zaskoczenie... Tu zdarzył się też mały crash jednak na szczęście nic się nie stało. Zebraliśmy się i wjechaliśmy do lasu i próbowaliśmy się przedrzeć do Kraczkowej. Wyjechaliśmy w Albigowej ale było OK :D Las - świetny ;) Teraz asfalt do Łańcuta i pałacowe alejki ;) Powrót nie należał do najprzyjemniejszych. Mieliśmy pod wiatr i cały czas asfaltem. No - prawie cały czas bo Artur wymyślił ścieżkę i darliśmy przez chwilę polami a później się wróciliśmy (było fajnie). W Strażowie dowiedzieliśmy się, że nasi dostali w d 3:0. Skończyło się tak, że znaleźliśmy się w Malawie i stamtąd do Rzeszowa i do domku :)