Wpisy archiwalne w kategorii

Seria "Bieszczadzki Hardcore"

Dystans całkowity:112.09 km (w terenie 84.00 km; 74.94%)
Czas w ruchu:09:45
Średnia prędkość:11.50 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:3270 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:56.05 km i 4h 52m
Więcej statystyk

Bieszczadzki Hadrcore #2

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(1)
Tak jak zaplanowaliśmy 2 dni wcześniej, o 5 rano na zbiórce pojawia się Piotrek, Piotrek, Dominik i ja. Pakujemy się do auta i ruszamy w kierunku Cisnej. Na miejscu jesteśmy po 7 i zaczynamy skręcanie rowerów. Oczywiście musiało to komuś przeszkadzać więc musieliśmy przestawić samochód w inne miejsce. Na szlak ruszamy około 8 i od razu nie jest łatwo. Po krótkim odcinku asfaltowym zaczyna się podjazd po kamieniach a następnie podejście pod wyciągiem narciarskim:

Podjazd wyciągiem w Cisnej © misiek


Tym samym zaczynamy mozolne wdrapywanie się na grzbiet Wysokiego Działu. Pierwszy szczyt to Hon (820 m n.p.m.) gdzie Dominik dostaje sms od Włochatego, że w Rzeszowie burza tysiąclecia. U nas na szczęście pogoda dopisuje, choć zaczyna się niezły gorąc.

Odpoczynek © misiek


Takie tam w lesie © misiek


Kontynuujemy nasza podróż i wjeżdżamy lub wchodzimy na kolejne szczyty: Osina(963 m n.p.m.), Berest (942 m n.p.m.), Sasów (1010 m n.p.m.) i Wołosań (1071 m n.p.m.).

Nie było łatwo © misiek


Skałki na Wysokim dziale © misiek


W międzyczasie miciu łapie kapcia i zakleja małą dziurkę z boku dętki. Z Wołosania przez Jaworne (992 m n.p.m.) już praktycznie cały czas jedziemy. Zjazd jest świetny to też szybko i z uśmiechem na twarzy docieramy na przełęcz Żebrak gdzie serwujemy sobie kilkuminutowy odpoczynek. Stamtąd znanym dobrze podjazdem kierujemy się na Chryszczatą gdzie Piotrek rozwala swoją tylną piastę DT 240 i w końcu spotykamy pierwszych (!) turystów.

Pęknięta piasta DT Hugi 240 © misiek


Na Chryszczatej © misiek


Następnie legendarnym zjazdem szybko zjeżdżamy do jeziorek duszatyńskich gdzie ludzi jest już całkiem sporo i niektórzy dziwnie się na nas patrzą. Przyzwyczajeni do tego nie ociągamy się i po krótkiej przerwie naginamy dalej w dół.

Podczas zjazdu z Chryszczatej © misiek


W Duszatyniu ratuje nas budka z art. spożywczymi gdzie kupujemy zimne napoje i rozmawiamy z miejscowymi. Dalej w doliną Osławy przez słynne cztery brody gdzie poziom wody był wysoki a prąd silniejszy niż zwykle (zimna woda pomaga nam się trochę rozluźnić, umyć i daje energie na dalsze pedałowanie) kierujemy się do Mikowa i drugi raz na przełęcz Żebrak.

Miciu walczy z prądem © misiek


Bród na Osławie © misiek


Rower wodny © misiek


Podjazd idzie nam opornie ale nie poddajemy się. Na górze znów odpoczynej i szybki zjazd w dół w kierunku Jabłonek. Jeszcze tylko serpentyny i jesteśmy w Cisnej. Szkoda tylko, że jesteśmy już tak wymęczeni, że asfaltowy podjazd idzie nam strasznie mozolnie. Dodatkowo Piotrek rozciął oponę i co kilka obrotów koła mleczko strzela na wszystkie strony i powietrze ucieka. Zdecydowanie pechowy dzień dla niego...

Tak czy inaczej wypad na 6 - na prawdę udany. Dzięki chłopaki!
Wszystkie zdjęcia robione przez Micia i Piotrka.

Bieszczadzki Hardcore #1

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(4)
Ponieważ ostatnio w dużej ilości jeździłem po szosie - parę dni temu z Piotrusiem wpadliśmy na pomysł, żeby śmignąć gdzieś w góry i zaznać odrobinkę hardkoru. Przypomnieliśmy sobie, że parę lat(?) temu w bikeboardzie zachwalali tereny na granicy Polsko-Słowackiej. Dokładniej - chodzi o ten artykuł: KLIK My zdecydowaliśmy się jednak zmodyfikować trasę co wyszło w sumie nie wiadomo czy na dobre czy na złe. W wyprawie uczestniczyli oprócz mnie Miciu, Włochaty i Piotrek

Do Cisnej Dojechaliśmy dość późno - w okolicach godziny 10 co na dobry początek gwarantowało upalną temperaturę. Rozładowaliśmy się, odwiedziliśmy sklep i wsiedliśmy na rowery.

Rozpakowywanie, fot. Włochaty


Nasza zmodyfikowana trasa zaczynała się koło Siekierezady czerwonym szlakiem i marszem z buta na Małe Jasło. Teperatura dołożyła nam dodatkowych emocji i na górze okazało się, że nie ma już połowy wody w bidonie. Kolejne górki zdobywaliśmy śpiewająco a raczej śpiewając, żeby umilić sobie marsz w trawie po łokcie. Tylko gdzieniegdzie dało sie jechać w siodle... Na zjeździe z Jasła Miciu (ALE) urwał linkę od przerzutki ale na szczęście miał zapasową.

Piotruś vel. Boski Pedro, fot. Włochaty


Kiedy sytuacja zaczynała zahaczać o dramatyczną (koniec wody, pot kapiący z łokci + zmęczenie), naszym oczom ukazało się źródełko. Niestety po podejściu okazało się, że woda z niego nie płynie. Wtedy to zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w kiepskiej sytuacji. Robiliśmy często przerwy, jedliśmy borówki i tak do Dziurkowca, gdzie wiedzieliśmy, że mamy gwarantowany wodopój. Tam też zrobiliśmy dłuższą przerwę i snickersowy piknik. Widoki są tam piękne - na polskie i słowackie Bieszczady.

Boróweczki, fot Miciu


Droga na Dziurkowiec, fot. Włochaty


Na jednym ze szczytów, fot. Włochaty



Trasa dalej prowadziła grzbietami. Zaczynało nas już nudzić tyranie góra - dół i czekaliśmy na ostateczny zjazd do Wetliny. Dotarliśmy na Paprotną która rozpoczęła najlepszy wg mnie odcinek tej trasy. Niestety Miciu na korzeniach dość widowiskowo się wypieprzył. Uszkodził sobie lekko nogę czego konsekwencją było sprowadzanie roweru na stromych odcinkach.

Pozowanie, fot. Miciu


I w dół, fot. Włochaty


W dół z Miciem po crashu, fot. Włochaty


Podczas zjazdu minęliśmy dość sporo osób które niekiedy łapały się za głowę i życzyły nam powodzenia. Jeden pan zainteresował się jakie mamy hamulce w rowerach i chwilę z nim porozmawialiśmy o sprzęcie. A zjazd sam w sobie był świetny. Przypominał trochę te w Beskidzie Sądeckim, gdzie luźne kamienie jadą w dół razem z bikerem.

Ostatecznie dojechaliśmy do Wetliny i stamtąd prosto asfaltem do Cisnej.

Podsumowując: Trasa to istny hardcore ale nie zachwalałbym jej jednak tak jak miało to miejsce w bB. Ten "super hiper mega odlot singletrack" nie jest wcale taki odlotowy, no chyba, że chodziło im o odlotowe widoki - wtedy się zgodzę. Ogólnie trasa BARDZO męcząca i wymagająca technicznie. na 27km zrobiliśmy ponad 1400m przewyższenia co mówi samo za siebie.