Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2007

Dystans całkowity:1044.65 km (w terenie 412.00 km; 39.44%)
Czas w ruchu:56:42
Średnia prędkość:18.42 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:47.48 km i 2h 34m
Więcej statystyk

Najpierw z Magdą po mieście,

Poniedziałek, 30 kwietnia 2007 · Komentarze(1)
Najpierw z Magdą po mieście, na pocztę itd. a później z Sebastianem Rzeszów - Przybyszówka - Bzianka - Nosówka - Niechobrz - Boguchwała - Zarzecze - Siedliska - Półanek - Budziwój - Drabinianka - Rzeszów (planty) - Troche kręcenia po mieście - Pod Tesco i do domu.

„Żubr… Żubracze… Żebrak?”

Sobota, 28 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
„Żubr… Żubracze… Żebrak?” czyli drugi dzień kolejnej edycji wypraw w bieszczady

Drugi dzień zaczął się około 5:50 bo jakoś bez konieczności użycia budzika wszyscy przebudzili się 10minut przed pikaniem. Szybka akcja mycie i wyjazd. Ruszyliśmy z Komańczy w stronę Cisnej. Jechało się całkiem fajnie. Piękne widoki, bieszczadzka mgła
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
w dolinach i zielone góry dodawały energii. Z rana było zimno, więc ubraliśmy się trochę cieplej jednak, kiedy słonko wyjrzało a było to około 9:30 trzeba było się przebrać. Zatrzymaliśmy się przed górką, która wznosiła się przed cisną. Wkładałem dresik do plecaka, kiedy minął nas i zatrzymał się żółty bus (zwany również yellow submarine). W tym odcinku występują: - Wujek Dziuraka „Wiedziałem, że się na mnie zesra”
- Miciu „Czego szukasz? Tu masz kamyk.”
- Łukasz „Smakowy”
- Domin „Ja jestem uzależniony od jedzenia”
- Masło „Ej, ale nie chodź mi po liczniku”
- Seba „Jak będę chrapał to mnie kopnijcie”
Oraz dodatkowo:
- Chmielik „bus driver”
- Magda „kluseczka”
- Maciek „po prostu Maciek”
- Jacek „pogromca skorpionów”
- Artur „zielony”

Tak więc żółta łódź podwodna wyruszyła z rana z Rzeszowa, aby do nas dołączyć. Trasę zaplanowano z Cisnej przez dzikie bieszczadzkie tereny. Z busa wyszła ekipa wymieniona powyżej. Pogadaliśmy chwile i ruszyliśmy. Podjazd, zjazd i jesteśmy w Cisnej. Pod knajpą „Siekierezada”
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
zebraliśmy się w kupę i ruszyliśmy w trasę. Pierwsza część to szuter do Woli Michowej. Szlaki rowerowe w Bieszczadach są świetnie oznakowane. Nie są namalowane na drzewach tylko tak jak znaki drogowe zrobione są przez profesjonalną firmę, która robi np. znaki STOP. Trasa zaczęła się od masakrycznego podjazdu. Artur po prostu szalał. Wymieszał wszystkich i pierwszy wyjechał na górę. Zjazd był również bardzo fajny.
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
W pewnym momencie przebiegł przed nami ogromny jeleń – aż zadrżała ziemia. Taki szuterek – parę zjazdów i podjazdów doprowadził nas do miejscowości Żebracze skąd już asfaltem udaliśmy się do Woli Michowej. W międzyczasie trochę zabawy w rzece.
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
Dominik utopił buty a danielowi nie smakował smalec. Pod sklepem w Woli Michowej nastąpił rozłam. Jedna grupa (bieszczadzka) pojechała do domku w Komańczy a druga grupa (busowa + Masło) ruszyła ku przełęczy Żebrak. Trasa na żebrak nie była łatwa. Długi, ciągnący podjazd zaczął się na samym dole a skończył na samej górze :P Po przejechaniu jakichś 2 km od samego dołu niespodziewanie zahamowali Chmielik z Maćkiem, którzy jechali pierwsi. Nikt nie wiedział, o co chodzi dopóki z prawej strony lasu nie wyszedł piękny Żubr.
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
Widok na prawdę świetny. Wyszedł sobie byczek na środek drogi i patrzy na nas. Zatrzymaliśmy się i czekaliśmy, co się stanie. Popatrzył sobie, postał i poszedł dalej. Najprawdopodobniej możemy przeczytać o nim tutaj: http://www.lp.gov.pl/media/prasa_o_lasach/wirtualna-polska-oswojony-zubr-nie-chce-zyc-na-wolnosci/
Dalej już tylko pod górę. Na przełęczy
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
odpoczynek i ruszamy dalej. Tym razem czekał nas świetny zjazd, na którym bez problemu wyciągnęliśmy 60km/h mknąc po bitej, wyboistej dróżce. Skręciliśmy w prawo koło wypalani węgla drzewnego, spotkaliśmy dwóch piechurów i zjechaliśmy do asfaltu. W Łubnym w prawo w kierunku Jabłonki tam długaśna serpentyna,
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
na której znowu szalał Artur na swoim AC. Zjazd do Cisnej, zapakowaliśmy się w busa i jazda do Komańczy. Po drodze zatrzymała nas straż graniczna i było trochę śmiechu. W Komańczy standardowo ognicho i super atmosfera – gitara, śpiew itd.
darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków
Drugi dzień był najlepszy z całego wyjazdu. Szkoda, że żółta łódź podwodna musiała wybyć wcześniej do Rzeszowa.
darmowy hosting obrazków

Dzień 1 – „Cisna

Piątek, 27 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Dzień 1 – „Cisna czy Komańcza?”

I oto jest 27 kwietnia. Dzień, na który wszyscy czekali. 7 rano pod pomnikiem walk rewolucyjnych w Rzeszowie zbiera się pięciu wariatów z rowerami. O 7.10 dojeżdża kolejny i teraz jest już ich sześciu. W tym odcinku występują:
- Wujek Dziuraka „Wiedziałem, że się na mnie zesra”
- Miciu „Czego szukasz? Tu masz kamyk.”
- Łukasz „Smakowy”
- Domin „Ja jestem uzależniony od jedzenia”
- Masło (że ja) „Ej, ale nie chodź mi po liczniku”
- Seba „Jak będę chrapał to mnie kopnijcie”
Tak… 7 rano a my pod wielką. Gadamy, gadamy aż tu nagle buuuuuuuum (onomatopeja taka). Chłopacy – hotel nam kradną! Kolejne ciężkie głazy uderzają o ziemię. Szkoda hotelu, ale cóż pan poradzisz? No nic pan nie poradzisz. Wracajmy do sensu całego tego tekstu. Sześciu facetów mniej lub bardziej (lub nawet bardzo bardzo) opakowanych różnymi plecakami, śpiworami itp. Rusza spod „wielkiej” Kierują się w stronę rzeszowskiego zalewu. Ludzie gapią się na nich jak na stukniętych, ale oni nie zwracają na to uwagi, bo wiedzą, że przed nimi jeszcze około 130km kręcenia. Tak zaczyna się opowieść o sześciu takich, co mieli jechać do Cisnej a nie mieli zaklepanego noclegu oraz pewności, że dożyją dnia jutrzejszego. Samej jazdy opisywać nie będę – tylko ciekawe momenty. Z Rzeszowa skierowaliśmy się drogą E371 w stronę Miejsca Piastowego. Pierwszy postój odbył się w Jaworniku Niebyleckim zaraz po podjeździe i zjeździe o nachyleniu 9%. Tam przełamaliśmy pierwsze… batony i ruszyliśmy dalej. Kolejny dłuższy postój miał miejsce w okolicach Jasienicy Rosielnej u szczytu góry po długim podjeździe. Okazało się, że Dominik rozwalił oponę (tak – oponę) oraz dętkę. Grupa, która jechała pierwsza w składzie Masło, Miciu i Łukasz musiała czekać na resztę. Po zjedzeniu lodzika zaczęło nam się nudzić. Znaleźliśmy koło sklepu trochę drewna – desek, pniaków itp. Do czego rowerzysta może wykorzystać takie materiały? Oczywiście do zbudowania mini hopki. Tak też się stało. Hop, hop, hop i patrzymy – jadą nasi kochani naprawiacze. Teraz mieliśmy przed sobą zjazd z niezłej góry, więc siedliśmy z powrotem na rowerki z bananem na twarzy. Jazda bez jakichś dziwactw trwała krótko, bo tylko do Miejsca Piastowego. Tutaj właśnie miał miejsce kolejny punkt serwisowy. Tym razem ucierpiała opona i dętka w rowerze Masła. 10-centymetrowy zardzewiały gwóźdź nikt nie wie skąd, jak i dlaczego przekuł tylnego Ralpha i Maxxisa i wbił się dobre 8cm w kółko. Szybka akcja serwisowa i ruszyliśmy dalej. W Rymanowie zrzuciliśmy się na nową oponkę dla Dominika. W Rymanowie zdroju dłuższy odpoczynek i zmiana opony. Następnie na Królik polski (serpentyną) gdzie spotkaliśmy zwierzaka, ale bynajmniej nie był to królik. Żmija zygzakowata wygrzewała się na samym środku jezdni. Kilka fotek i w dół do Jaślisk. Stamtąd piękna droga do samej Komańczy. Ale zaraz zaraz? Mieliśmy jechać do Cisnej? Tak niestety przyznajemy się. Podjazdy dały nam po tyłkach i zdecydowaliśmy się skrócić trasę o 32km. Wszystko ok, ale gdzie śpimy? W żadnej agroturystyce miejsc nie było. Poszukiwania coraz bardziej nas dobijały. Jako, że sytuacja z minuty na minutę stawała się coraz bardziej dramatyczna postanowiliśmy zapytać o nocleg w pobliskim barze. Polecono nam schronisko PTTK. 3 osoby (już nie pamiętam dokładnie, kto) pojechały obadać sprawę. Wrócili smutni. „Niestety kicha – nic nie ma… Chyba, że chcecie domek za 17zeta?” Ale żartownisie, co nie? Wbiliśmy do domku w świetnie położony schronisku. Rozpakowaliśmy się, odbyliśmy kilka kursów do delikatesów i można było rozpalić ognicho. Dołączyła do nas Monika (serdecznie cię pozdrawiamy, jeśli to czytasz) i siedzieliśmy sobie przy rozpalonym ogniu ładnych parę godzin. Klimat był po prostu bieszczadzki. Nic dodać nic ująć - pierwszy dzień wyprawy zakończył się cudownie! Było kupę śmiechu i dobrej zabawy.

RELACJA ZE ZDJĘCIAMI TUTAJ:
rowery.rzeszow.pl

Tu i ówdzie na zalesiu.

Czwartek, 26 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Tu i ówdzie na zalesiu. Zjazdy podjazdy hopki i takie tam. Nawet huśtawka linowa była xD Rozgrzewka przed jutrem :)

Miasto + Rzeszów - Słocina

Poniedziałek, 23 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Miasto + Rzeszów - Słocina - Matysówka -> Matysówka (druga strona) -> Zjazd przez las -> Serpentynka -> Zjazd przez las -> Zalesie -> Rzeszów

HARDCORE! Totalna dzicz! Wyjazd

Niedziela, 22 kwietnia 2007 · Komentarze(2)
HARDCORE! Totalna dzicz! Wyjazd o 4:50 rano szynobusem w kierunku Jasła. Wpakowaliśmy się z maszynami do żółtego niby-pociągu i przesiedzieliśmy tam ponad godzinkę. Na trasę wyruszyliśmy z Wiśniowej. Zaczęło się oczywiście od ostrego podjazdu i jakichś skałek. Tam też daniel... Z resztą co ja będę opowiadał, patrzcie: LINK Zapewniam, nic mu się nie stało :) Dalej traska zjazd podjazd zjazd podjazd w straszliwej dziczy i tak w kółko. W końcu Utworzyły się 2 grupy - pierwsza i druga :) Pierwsza to "takie ludzie co sie spieszom" :P I w niej byli: Michał (że ja), Jacek, Gustaw i Dominik. A w drugiej grupie tzw "spoko spoko" cała reszta krejzoli xD Dobra koniec wariactwa. Szlak niebieski generalnie jest nędznie oznakowany i zdarzało się nam pogubić ale w końcu wyjechaliśmy na Królewską Górę. Tam obiadek w postaci banana, Bułki z szynką, dropsa wziewowego i batona. Posiedzieliśmy i pojechaliśmy :) W końcu wylądowaliśmy w Odrzykoniu. Tutaj odpoczynek pod sklepem (niedzielne dochody pani sklepowej wzrosły o jakieś 500%) i sru asfaltem do Lutczy a w zasadzie w jej kierunku. Tutaj znowu nastąpił podział. Jedna grupa pojechała asfaltem a druga (wcześniej pierwsza, ale z lekkimi zmianami) pojechała terenem (w tym ja). Gdzieś w Żyznowie odbiliśmy na czarny szlak i tutaj miałem lekki kryzys. Na szczęście z niego wyszedłem. A góra była wielka :) Później extra zjazd do Połomii i jakaś parka w aucie :> A co nie słychane w tejże właśnie Połomii spotkaliśmy grupę pierwszą (wcześniej drugą) :) I już wszyscy posunęliśmy asfaltem do Rzeszowa. Wypad EXTRA! Oby więcej takich!

Foty:















Reszta zdjęć: http://masloxc.fotosik.pl/albumy/174428.html

Rzeszów -> Słocina -> Malawa

Sobota, 21 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Rzeszów -> Słocina -> Malawa -> Las na Słocinie -> Matysówka -> Chmielnik -> Malawa -> Magdalenka -> Chmielnik -> Matysówka -> Zalesie -> Rzeszów

Równy 1500km w tym sezonie :)

Rzeszów -> Jasionka -> Lasy

Piątek, 20 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Rzeszów -> Jasionka -> Lasy Głogowskie -> Jasionka -> Nowa wieś -> Trzebownisko -> Załęże (kopiec) -> Rzeszów

WMORDEWIND WSZECHOBECNY









I taka panoramka: