Niedzielna jazda Jak co niedzielę wypad spod ratusza. Skład 7-osobowy :) Wczorajsze plany jazdy na WIlcze niestety musieliśmy zmienić w związki z nocnymi opadami. Pojechaliśmy tak jak 2 tygodnie temu czyli Grochowiczna, Czudec, Babica, Przylasek. W lesie sporo błota. Wyjeżdżając z domu pod klatką schodową spotkałem lisa o.O a i w lesie przyroda sie budzi do życia :) Podjazd w Czudcu niestety musiał się od 3/4 zamienić w podejście przez stan nawierzchni ale i tak jestem zadowolony z oponek które spisywały się dziś bardzo dobrze bo w końcu jeździły w warunkach, do których są stworzone (nie to co wczoraj) :)
Powrót Po sporej przerwie związanej z totalnym brakiem czasu wreszcie wsiadłem na rower. Świetnie mi się dziś jeździło :) Wypad z Wojciechem przekształcił się przypadkowo w wypad szosowy dużą grupą. Podpięliśmy się pod peleton w Budziwoju i dojechaliśmy z nimi prawie pod Leckę. Średnia? z 28km/h :D Odłączyliśmy się od nich i pocięliśmy z nie dużo gorszą szybkością na przylasek i później: Boguchwała, Niechobrz, Racławówka, Kielanówka, Przybyszówka i do domu :) Żebym miał więcej czasu w tygodniu to bym tak mógł jeździć codziennie :) No i taka uwaga, że ciężko się jedzie w peletonie na Ritcheyach Z-Max :D
Miałem dziś nie wychodzić na rower ze względu na pogodę ale znudzenie całym dniem wzięło górę i po 18 wyskoczyłem na wieczorne kręcenie czego efektem jest przejazd obwodnicą dookoła miasta ;) Dziwna rzecz, bo nie zatrzymałem się ani razu na żadnych światłach - wszędzie szczęśliwie albo zaświecało się zielone, albo też musiałem zdążyć i przejechać na migającym. Nie piraciłem skrzyżowań i udało mi się ani razu na nich nie stawać ;) W sumie nic ciekawego się nie zdarzyło ale np nad Wisłokiem spotkałem sowę o.O No i minąłem kilku bikerów - nie jesteśmy sami ;)
Bo tylko tak można określić to co się dziś działo... W teren nie było sensu jechać, choć taki był plan na dziś. Na szczęście śnieg, który spadł przez noc stopniał już prawie całkowicie ale coś innego nam musiało przeszkadzać - WIATR a raczej huragan... Momentami myślałem, że po mocnym podmuchu wyląduje w rowie... Trasę rozpoczęliśmy od Słociny i Malawy ale zdecydowaliśmy się przeskoczyć na drugą stronę "czwórki" i rozpocząć jazdę od tamtej strony - przez Krasne, Starzów itd aż do Łańcuta. Powrót tak jak wczoraj. Niech już będzie ciepło :(
Pomimo strasznego ziąbu wyjechaliśmy dziś z Wojciechem na asfalto. Po przejeździe przez miasto skierowaliśmy się na Łańcut drogą standardową czyli przez Kraczkową itp. W Malawie spotkaliśmy Dawida wracającego z treningu i jego słowa sprawdziły się w 100% ;D O ile do Łańcuta jechało się przyjemnie to powrót pod wiatr dał się nam we znaki... Dystans taki sobie a pogoda na wolne oczywiście się skisiła :/ Mimo to jeździć trzeba! ;) Pozdro!
Coniedzielny super wypad :D Tym razem poprzez Grochowiczną do Czudca i na Babicę, powrót przez przylasek. Trzy kapcie xD ale już wszystko gra ;) Podłożone kawałki dętki pod wentyl i przez 90% trasy kapcia nie było :D Parę gleb było, odkryliśmy MEGA WYPASIONY zjazd w Czudcu! Błota nie brakowało ale strasznie dużo go nie było ;) Relacja z wyjazdu również u Azbesta - zapraszam :)