Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:329.33 km (w terenie 166.60 km; 50.59%)
Czas w ruchu:18:10
Średnia prędkość:17.58 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Suma podjazdów:2615 m
Maks. tętno maksymalne:180 (90 %)
Maks. tętno średnie:156 (78 %)
Suma kalorii:649 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:29.94 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Spontanicznie

Poniedziałek, 31 maja 2010 · Komentarze(0)
Szybka popołudniowa rundka z Włochatym i Bartkiem. Miało padać więc zwlekaliśmy z wyjazdem a jak już wyjechaliśmy to zaczęło kropić. Na szczęście tylko kropić ;) Włochaty miał semislicki to w terenie mu się fajnie jechało (zwłaszcza z serpentynki)



Gorce - Turbacz

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(4)
Drugi dzień wypadu przywitał nas piękną pogodą. Wyruszyliśmy (po zaklejeniu moich szlifów) godzinę wcześniej niż w sobotę bo czekał nas dojazd asfaltem do Łopusznej, skąd niebieskim szlakiem mieliśmy ruszyć na Turbacz. Niestety zatrzymała nas burza więc przeczekaliśmy ją jedząc pstrąga na boczku z masłem czosnkowym (mniam!) Niebieski szlak rozpoczynał się asfaltem ale zaraz wbijał w las gdzie zaczęło się niestety łażenie. Kiedyś jechałem już na Turbacz żółtym z NT i był w 90% do podjechania - ten niestety nie. Jakoś jednak dotarliśmy i po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dół pięknym zjazdem i granią w kierunku przełęczy Knurowskiej. Było bardzo ślisko ale na szczęście obyło się bez gleb. Na przełęczy byliśmy o 17 a że mieliśmy w perspektywie powrót do Rzeszowa to odpuściliśmy sobie Lubań i zjechaliśmy asfaltem do Ochotnicy i wzdłuż Dunajca śmignęliśmy do Krościenka.

Piękne widoki (Tatry i Zalew Czorsztyński):


Burza nas dopadła:


Mapa się przydaje:


Piotruś kredkuje:


Zielono:


Zassało:


Zassało ZOOM:


Turbacz:


I znów zalew Czorsztyński:


Więcej zdjęć

Beskid Sądecki

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(5)
Pierwszy dzień wypadu z Piotrkiem w góry wyższe, niż te koło Rzeszowa. Trasa 100% planowa a zaliczone szczyty to m.in. Przehyba, Radziejowa, Wielki Rogacz, Vysoka. Wyjechaliśmy około 12 po przyjeździe do Krościenka (spaliśmy tu - polecam!) i serwisie rowerów (na szczęście Piotrek namówił mnie, żebym zmienił Sida na Rebę choć mi się nie chciało) w stronę Szczawnicy gdzie wbiliśmy na ścieżkę rowerową prowadzącą od asfaltu przez kocie łby aż do niebieskiego szlaku terenem na Przehybę. Pogoda z początku była kiepska a mgła bardzo gęsta. Turystów mało i jechało się bardzo przyjemnie. Minęliśmy nawet kilku bajkerów. Podczas zjazdu z Wielkiego rogacza po luźnych kamieniach przy ~25km/h Piotrek złapał kapcia w przednie koło i wyłożył się w trawę/krzaki - na szczęście obyło się bez jakichkolwiek ran czy strat w sprzęcie. Zjazdy były świetne - dojechaliśmy do niebieskiego szlaku wzdłuż granicy gdzie na jednym ze zjazdów halą gnaliśmy nawet ponad 50km/h. Żeby nie było tak różowo - w okolicach Wysokiej złapał nas kryzys - killer. Gdyby nie snickersy pewnie byśmy tam wrośli w ziemię. Dotarliśmy jednak jakoś do zielonego szlaku w stronę wąwozu Homole i tam na zjeździe przy 38km/h zglebiliśmy obaj na przekopie ~0,5m. Piotrek rozwalił trochę kask i siodło a ja bardziej siebie niż rower. Po wymuszonej przerwie zjechaliśmy do Szczawnicy po błocie i owczych śladach i asfaltem do Krościenka.

Podjazd po kocich łbach:


Schronisko na Przehybie we mgle:


Piotruś naprawia:


Radziejowa:






Rowerki na niebieskim szlaku


Sprawca gleby:


Kara:


Więcej zdjęć

AMP Chełm - wyścig główny

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(0)
Zaczęło się OK - startowałem z 2/3 stawki i już na początku wyprzedziłem sporo ludzi po trawie (ach ten epic). Później oczywiście trasa się zakorkowała bo była źle poprowadzona, więc było chwilę stania i spaceru a później już wjazd na rundę. Jechało mi się dobrze, pierwsze kółko raczej ja wyprzedzałem niż mnie. Na drugie okrążenie wjechałem za Kamilem który wyprzedził mnie na agrafce przed metą ale zawziąłem się i nie straciłem go przez całe kółko z oczu. W międzyczasie tasowaliśmy się z Bartkiem - to ja jego to on mnie. Jechało mi się coraz gorzej - opadałem z sił aż w końcu na nawrocie przy redukcji łańcuch szlag trafił.



Początki

Środa, 19 maja 2010 · Komentarze(1)
W końcu wyszło słonko, więc czas zacząć zwiedzać okolicę. Dziś krótki popołudniowy rekonesans w stronę Brzezin. Pojechałem sobie szosą a po drodze obserwowałem sytuację w terenie i na drogach polnych. Jest jeszcze zdecydowanie za mokro i błotniście na testy Epica. Trasa: Dom -> Nowosolna -> Natolin -> Lipiny -> Paprotnia -> Brzeziny -> Witkowice -> Gałkówek - Kolonia -> Jordanów -> Eufeminów -> Wiączyń Dolny -> Nowosolna -> Dom. Drogi dość dziurawe, miejscami zalewała je woda z pól:

Charakterystyczny zapaszek zapewniały pola rzepakowe. Więcej raczej nie mam nic do napisania o dzisiejszej trasie :)

Widok z kokpitu:


I takie tam zdjątko (nie, nie drapałem się po głowie :D):

AZS MTB Cup #2 Przesieka

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(4)
Było bardzo dobrze! Jestem z siebie zadowolony i cieszę się, bo widać stopniowy wzrost formy. Tym razem w przeciwieństwie do Przemyśla, nic mnie nie bolało i jechałem zdecydowanie bardziej żwawo co napawa optymizmem na... wrześniową Skandię :) Ale od początku: Start mieliśmy o 14:30 więc stosunkowo późno. Rano pojechałem jeszcze autem do Jeleniej Góry po Wojtusia, Asie i Michała, wróciliśmy do Przesieki i zaczęliśmy przygotowania. Ostatecznie skończyło się na objeździe tylko części trasy i pokręceniu się w okolicach startu. W międzyczasie startująca wcześniej Kinga wywalczyła 1 miejsce w swojej kategorii.



Start elity i orlika mężczyzn odbył się kilkaset metrów wcześniej i trochę niżej niż kobiet - na asfalcie przed stokiem - killerem. Wszystko ruszyło żwawo, ja troszkę skopałem start i musiałem później odrabiać pozycje.

Moim głównym celem było utrzymanie się, bądź wyprzedzenie kolegów z drużyny Elektra Rzeszów Team, bo wiedziałem, że było mnie na to stać a nie udało mi się tego udowodnić w Przemyślu. Pierwsze kółko zaczęło się, jak już wspomniałem, nie najlepiej - Kamil i Wojtuś byli przede mną jednak na zjazdach zbliżałem się do nich coraz bardziej. Na słynnych telewizorach minąłem Kamila i kilku innych zawodników, którzy znosili rowery (jak się później okazało Kamil zaliczył spektakularne OTB).

Później na długim w miarę płaskim, ale jednak, zjeździe doszedłem Wojtka i trzymałem mu koło aż do krótkiego podjazdu przed wjazdem na teren wyciągu, gdzie go wyprzedziłem i wpadłem na 2 pętlę przed nim. Na podjeździe wyciągiem znów mnie jednak wyprzedził i znów całą pętlę trzymałem mu się koła oszczędzając siły i nie atakując, a na ostatnim podjeździe ponownie go wyprzedziłem i wpadłem na trzecią pętlę przed nim.



Trzecią pętlę zdecydowaliśmy się współpracować i zachować siły na ostatnią, gdyż mieliśmy w zasięgu wzroku 2 zawodników przed nami jednak na 2 podjeździe uślizgnęło mi koło na kamieniu i musiałem się wypiąć co poskutkowało skurczem w obie łydki i 30sek straty na rozprostowanie bolących nóg. Wojtuś mi odjechał a ja cierpiąc próbowałem go gonić. Na dobrą sprawę nogi przestały mnie boleć dopiero w okolicach telewizorów, gdzie wyprzedzili nas zawodnicy z elity - było więc już raczej pewne, że nie wpuszczą nas na 4 kółko.

Ostatecznie straciłem do Wojtka niecałą minutę i zająłem 25 miejsce open. Kamil przyjechał kilka minut za nami a Łukasz zajął bardzo dobre 12 miejsce. Gratulacje!