Dolomity 2010 – dzień pierwszy

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Dolomity 2010
I w ten oto sposób, z corocznym, sierpniowym leniem, zaczynam dodawanie relacji z wyprawy planowanej od ponad roku, której punktem kluczowym był Stelvio Bike Day - ale o tym w ostatnim wpisie. Dolomity – bo o nich mowa, przywitały nas piękną słoneczną pogodą. Nocowaliśmy w miejscowości Campestrin kilka kilometrów od Canazei. Ponieważ nikt z nas nie mówił po Włosku, mieliśmy mały problem ze znalezieniem apartamentów pani Lindy :) Sam dojazd z Rzeszowa samochodem dał się we znaki jeśli chodzi o zmęczenie ale nie mogliśmy się powstrzymać, żeby po chwili odpoczynku, wyruszyć na pierwszą trasę przez włoskie przełęcze.

Zaczęło się od Piotrusiowego pecha, bo już po ujechaniu kilku kilometrów do Campitello, nasz bohater złapał kapcia w przednie koło. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, podczas naprawy tej małej awarii, zatrzymał się koło Piotrusia Mercedes ML i wysiadł z niego miły Pan z pompką serwisową i napompował mu koło. Okazało się, że dzień wcześniej, sam złapał kapcia w tym samym miejscu. Piotruś z bananem na twarzy i 120psi w przedniej dętce dojechał do nas (bo w międzyczasie schowaliśmy się w cieniu) i ruszyliśmy dalej.



Trasa wiodła pięknymi – po prostu pięknymi asfaltami wokoło masywu Sella. Nie mogliśmy się napatrzeć na otaczającą nas przyrodę, piękne samochody i rowery za ~40000zł których było tam bardzo dużo. Pierwszy podjazd na Passo Sella dał mi się nieco we znaki. Różnica wysokości w stosunku do 200m.n.p.m. Rzeszowa a ponad 2000m.n.p.m. we Włoszech jednak jest odczuwalna. Tak czy inaczej – pierwsza przełęcz jaką zdobyliśmy to właśnie Passo Sella (ponad 11km, średnie nachylenie 6,7% i 758m przewyższenia).



Na górze kiedy czekaliśmy na Marcina zagadała do nas Pani z Polski (pozdrawiam serdecznie) która usłyszała jak Piotruś mówi o tym, że niepotrzebnie za mocno zaczął podjeżdżać. Porozmawialiśmy chwilę i przyjechał Marcin. Kilka fotek pod znakiem i ruszyliśmy dalej w kierunku Passo Gardena.



Zjazd z Passo Sella był pierwszym na Giancie co poskutkowało tym, że byłem ostro zestrachany. Nowy rower zjeżdża zupełnie inaczej od Univegi, a ja z rowerem nie wazę nawet 70kg. Pod górę za to idzie przepięknie tak więc Passo Gardena zdobyliśmy w dosyć szybkim tempie a i sam podjazd był bardzo przyjemny (5,6km, średnie nachylenie 4,2% i przewyższenie 244m).





Teraz czekał nas zjazd do Corvary który szedł mi już troszkę lepiej od pierwszego ale i tak zostawałem za chłopakami trochę w tyle. Z Corvary ruszyliśmy w stronę przełęczy Campolongo (6km, średnie nacylenie 5,5% i przewyższenie 326m) gdzie wiatr dawał się we znaki. Chwila odpoczynku na ławeczce - zjedzenie batona i banana dodała sił i energii na ostatni podjazd tego dnia – Passo Pordoi z Arabby (ten podjazd podjeżdżaliśmy prawie codziennie).




Serpentyny snujące się pod Sass Pordoi są po prostu rewelacyjne. Sam podjazd ma 9km, średnie nachylenie 6,7% i przewyższenie ponad 610m (wszystkie dane z mojego Polara).

Ostatni zjazd to istna poezja. Zjeżdżaliśmy go dość późno i tylko we dwójkę z Piotrusiem ale podobało nam się niezmiernie. Niewiele by brakowało a Piter zaliczyłby dzwona w zapadniętą studzienkę na jednej z serpentyn - minął ją na centymetry...

Podsumowując – Pierwszy dzień dał nam ogromną radochę i pobudził nasze chęci do jazdy w następne dni. Te tereny są przepiękne – istny raj dla rowerzystów.

Na koniec wykres z Polara i trasa:

Komentarze (3)

No zapowiada się ciekawie:) czekam na więcej:)
Pozdro!

azbest87 07:03 sobota, 4 września 2010

z Pordoi można poszaleć, ciekawi mnie ile tam mieliście v-max ?

vanhelsing 22:01 piątek, 3 września 2010

ach okoliczności przyrody niesamowite, dolomity robią ogromne wrażenie, cpś pięknego. Gratuluje wyjazdu!

Gilevich 19:11 piątek, 3 września 2010
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa asoku

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]