Z szoszonami
Niedziela, 17 lipca 2011
· Komentarze(0)
Ależ były emocje ;) Ale po kolei: Najpierw miał to być wypad z Krisem i jego kolegą ale przyjechał też Piekieł i kazał nam jechać z szoszonami czego zbytnio nie lubię. Temu gościowi jednak nie można odmówić i pojechaliśmy na zbiórkę. Jechało się o dziwo całkiem dobrze ale za Szklarami rozkręciła mi się korba i nie zdołałem dojść peletonu który na górkach zaczął szarpać. W Dynowie zaczekał na mnie Piotrek i Tomek i po chwili zdecydowaliśmy, że Tomasz goni peleton a ja z Piotrkiem jedziemy swoją drogą. Decyzja była bardzo dobra ponieważ to, że nie zjadłem tego dnia śniadania zaczynało grać dość kluczową rolę na moim samopoczuciu. Wstąpiliśmy do sklepu, zjadłem jogurt i ruszyliśmy dalej. Zgon był coraz większy ale w Błażowej odzyskałem siły. Zaczęły się sprinty na podjazdach i ostatecznie na całej trasie średnia 30km/h. Od Błażowej jechaliśmy przez Leckę, Lubenią do Budziwoja i na koniec podjazd na Łany który pojechałem dość mocno.