Pogoda ładna, więc trzeba było to wykorzystać. Jako, że miałem już trochę dość jazdy samemu, zagadałem do Łukasza i wybraliśmy się przejechać po pętlach ŻTC. Trasy w całości nie znałem i jak na Łódzkie warunki jest wręcz zadziwiająco 'górzysta'. Generalnie - podoba mi się. Będę chyba częściej na pętelki jeździł ;)
Po górkach z Piotrkiem. Zimno dziś i średnio się jechało. Ciekawostka: Mamy z Piotrkiem takie same telefony (E52), tą samą aplikację GPS (Sports Tracker) i jechaliśmy tą samą trasą i mi przewyższeń wyszło 817m a jemu 966m. Widać jak liczenie wzniesień przez GPS jest dokładne ;P
Oj działo się. Jako, że wczoraj dystans był dość spory to dziś ustawiłem się z Piekłem na lekki rozjazd. Wziąłem więc szosę i zjechałem do Rzeszowa w umówione miejsce. Ze średnią 37km/h dojechałem do Larego w 17min i jest to nowy rekord :) Oczywiście na miejscu okazało się, że Piekłowi chodziło o jazdę na MTB więc Piotrek jako, że miał blisko do domu, szybko śmignął zmienić rower. Ze mną było trochę gorzej więc uderzyliśmy w moim kierunku drugą stroną Matysówki. Zmieniłem rower i śmignęliśmy w las. Na pierwszym zjeździe Piotrek urwał hak i czekał go romantyczny spacer z rowerem przy zachodzie słońca :D Ja z Piekłem kontynuowałem leśną pętlę i po jednym ze zjazdów na dole czekało nas zasysające błoto. Dobrze, że Piekła zassało (przy okazji z efektami dymu i syczenia rozgrzanej tarczy wpadającej do wody w pół koła) zaraz obok mnie bo wylądował bym w błotowodzie po połowę łydki a tak to się od niego odbiłem i wyszedłem z tego suchą stopą. Później zjazd wyciągiem i żeby nie było za łatwo podjazd terenem koło domu Wojtka FXC ;)